Jak wiadomo bieg biegowi nierówny, półmaraton półmaratonowi tym bardziej. 10 Panas Półmaraton Ślężański… niezła organizacja, szybki odbiór pakietu w hali sportowej, przy której będzie meta. Pogoda idealna. Start o 11.00 na rynku w Sobótce. Lecimy wokół Ślęży. Start. Wystrzał z armaty – zaczynamy. Pierwsze 500m i… zaczyna się. Jeśli ktoś chce zrobić zyciówkę, to na pewno nie tu. Podbiegi… dużo i długie. Maruderzy, którzy oczywiście ustawili się na samej szpicy przy starcie, już na 2 km zaczynają iść. Hardkor zaczyna się jednak na 6 km. Podbieg do 9km. Stromy. Baaardzo stromy. Albo dasz radę albo idziesz. Udało się. Ale sił kosztowało to mnóstwo… Kolejne podbiegi potem to pikuś. Meta. Czas jak dla mnie mocno przeciętny. 1.53.56 wg mojego Garminka. Czyli ogólnie słabo. Ale nie tu, te podbiegi były naprawdę konkretne… 2042 miejsce na coś koło 4000 startujących. Medal (ładny), woda, jeszcze doping dla 84 latka (szacun) i do hali po papu. Naprawdę, nie jestem wybredny, ale to było najgorsze spaghetti jakie jadłem. Rozgotowana, mdła papka. Przysiadł sie do mnie gość i tak klął na ten posiłek, że masakra. Rozdanie medali i losowanie nagród. Tu niespodzianka: 55 calowy wypasiony TV Samsung i w gotówce 10x1000zł. Niestety, nie udało się… 🙂Ogólnie bieg ok. Na plus organizacja, dość ciekawa trasa, fajne podbiegi… 🙂 no i te nagrody do wylosowania po biegu. Na minus minimalna ilość kibiców na trasie, wstrętne spaghetti no i te podbiegi… :-))
Biorąc pod uwagę ilość biegów organizowanych w bliższej odległości – polecam średnio…