44 Dębno Maraton

Najstarszy maraton w Polsce bez wątpienia przyciąga wielu śmiałków stąd tym bardziej cieszy fakt, że znalazła się tam nasza reprezentacja 🙂 Przeczytajcie relacje Mariusza która idealnie oddaje trud maratońskiego dystansu. 
„Nasza wycieczka ze Sławkiem planowana od dawna zaczęła się w sobotę wyjazd o 5 rano.
Droga przed nami była długa, do pokonania mieliśmy 520 km. Sama jazda nie była zbyt męcząca dzięki coraz lepszym drogą, pokonaliśmy ten dystans w około 6 godzin.

Po załatwieniu wszystkich formalności na miejscu odebrania pakietu. Zrobiliśmy małe rozeznanie miasta i zrobienie zdjęcia słynnego bloku z napisem Dębno Stolica Polskiego Maratonu.
Pojechaliśmy odwiedzić jeszcze trzy miejsca, były po drodze do hotelu, który znajdował się 32 km od linii startu. Miejsce organizacji „Przystanek Woodstock”, Twierdze Kostrzyn w Kostrzynie i Park Narodowy Ujście Warty.
I nagle pojawił się pierwszy sygnał „temperatura”. Sławka trochę boli głowa, ja też czuję, że trochę mnie przypaliło.
Przed biegiem rozgrzewka nie była zbyt intensywna, trochę rozciąganie, parę skłonów, ciepło już było to resztę rozgrzewki, zrobi za mnie bieg. Mieliśmy też okazję przyjrzeć się, jak rozgrzewa się czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie sportowym Robert Korzeniowski. Można powiedzieć, że dużo od naszego się nie różniło 🙂
Start biegu jak zwykle na początku trochę zblokowany przez tłum, w miarę szybko i sprawnie przebijam się do przodu i ustalam tempo 4:30 min na km. I tu pojawia się drugi sygnał, minęło niecałe 2 km, a ja mam sucho w gardle, nadrabiam szybko zaległości z wodą na pierwszym „wodopoju”. Tempo biegu miałem ustawione na 4:37 co dawało 3h15 min na maraton, a u mnie z kilometra na kilometr szło coraz lepiej tempo 4:27, 4:25.
Najlepszy był 11 kilometr, gdy postanowiłem przeskoczyć do całkiem licznej grupki i ulokować się na jej końcu i chronić się przed wiatrem tempo poszło w górę do 4:12.

Grupka spoko tempo 4:20, później 4:25. Niestety utrzymałem ich tempo, tylko przez 6 km długie proste drogi przez lasy pozwalały obserwować oddalających się zawodników, z którymi dopiero co biegłeś. Nic wielkiego się nie stało, wracam na swoje tempo 4:37, jem i pije do oporu 19-22 km równy ładny bieg. Super czas na półmetku parę ładnych minut nadrobione nawet jak trochę opadnę z sił na końcówce to i tak rekord będzie fajny. Następne kilometry zaczęły coraz bardziej weryfikować tempo 23-26 już ocierałem się o 5 min/km. A 27 kilometr wbił gwoździa do trumny ból mięśni taki, że musiałem się zatrzymać. Zaczęły się sypać na lewo i prawo słowa, których nie można cytować. Walczyłem do 30 km, mając nadzieje, że będzie się, dało jeszcze spokojnie dobiegnąć na 3:30. Nic z tych rzeczy, było tylko gorzej, pogodziłem się z porażką, nie było sensu walczyć o jakiś wynik, tylko zacząłem korzystać ze wszystkiego, co było do wypicia i zjedzenia na punktach odżywczych. Rozglądałem się za moim sparing partnerem, powinien mnie za chwilę wyprzedzić, przecież jest ostatnio w świetnej formie, minęły mnie jednak baloniki na 3:30 zachęcające mnie do dalszej walki (odmówiłem). Sławka nie było w tej grupce, pewnie ma podobne problemy do moich.
Mijamy się jednak z kolegą na takiej małej pętli dla mnie to już kilometr do mety dla Sławka dwa, w dwóch krótkich słowach opowiedziałem mu historie całego biegu, a odpowiedz, otrzymałem jednym gestem ręki wskazujący na przyczynę jego niepowodzenia.

Meta jak to meta nawet byłem zadowolony, że ukończyłem. Medal bądź co bądź potrzebny do ukończenia projektu „Korona Maratonów Polskich” ten jest drugi, a o wynik trzeba będzie powalczyć gdzie indziej.
Sama organizacja świetna, świetni wolontariusze. Jeszcze nigdy i nigdzie tyle razy nie zaproponowano mi pomocy, nie zapytano się, czy coś podać, przynieść, czy potrzebna pomoc. Szkoda, że ten bieg jest tak daleko, co powoduje spore koszty. Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś tu się pojawie i powalczę z tym dystansem.
Z perspektywy czasu już wiem, że nie ma co tracić czasu na zwiedzanie, to był błąd. Odwodniło nas już w sobotę, tego nie da się już nadrobić podczas biegu. Jest takie powiedzenie, że jeśli podczas maratonu zachce Ci się pić, to jest już za późno. A mi się chciało już na 2 km. Trzeba też zrzucić trochę winy na moje przygotowania. Zbyt mało długich wybiegań a za dużo startów na krótkich dystansach. Do półmaratonu można tak trenować, ale nie do Maratonu on nie wybacza i szybko zweryfikuje co zrobiłeś źle.
A tak naprawdę to biegam tylko dla zdrowia, by nie mieć brzucha 🙂 na stare lata. ”

Podsumować można to tylko słowami „szacunek”