I kolejny krok do korony półmaratonów plus Ja czyli Łukasz na doczepkę
Początkowo mieliśmy jechać już w piątek rano i poświęcić więcej czasu na „aklimatyzację” jednak sprawy zawodowe chciały aby było inaczej. I tak większość melduje się na miejscu w sobotę do południa. A jak już jesteśmy to przecież warto odwiedzić największą atrakcję okolicy jaką jest Zamek Książ i odszukanie choć części Złotego Pociągu. Zamek bez wątpienia miejsce magiczne. Warto było wystać się w kolejach i przedzierać się przez kolejne piętra dla tych widoków. Największy i najładniejszy z jakim mieliśmy styczność ! Przy okazji oczywiście zwiedziliśmy Palmiarnie (która jak się okazało widnieje na medalu z półmaratonu). Idealne popołudnie
Czas leciał szybko i nie mogliśmy przecież zapomnieć po co tak na prawdę tu przyjechaliśmy. Także jedziemy po pakiety startowe. Przedzieramy się przez miasto aby udać się na Stadion Lekkoatletyczny i tu pojawia się strach w oczach. Wałbrzych to dość górzyste miasto Te podbiegi są na prawdę strome i co gorsza dość długie. No ale swoje trzeba zrobić. Sobotni wieczór to czas na spacer po Szczawnie Zdrój i relaks przy grillu aby ułożyć strategię biegu.
Niedziela rano to standardowo przedstartowe śniadanie, kawka i czas na odwieczne pytanie „po co to robię ?”
No nic. Jedziemy na start. Na miejscu już widać, że biegacze opanowali miasto. Byli dosłownie wszędzie. Także nie mieliśmy żadnych problemów z parkingiem, dotarciem na start i ustawieniem się w własnych strefach startowych. Odliczanie 10, 9, 8, 7, …. i start. Doping unoszący się wśród kamienic okalających Rynek niesie nas jak na skrzydłach aż do pierwszego podbiegu
Krótki krok i najważniejsze nie utracić tempa. Bo jak mówi prawo fizyki za każdą górką musi być z górki. I tak było też teraz. W sumie 3 konkretne podbiegi dały w kość ale za to zbiegi to najlepsza nagroda. I tu jest czas na dodanie informacji, że był to najcięższy półmaraton z jakim obecnie miałem przyjemność się zmierzyć
(Łukasz N.). Wałbrzych może choć niezbyt urokliwy to jednak było gdzie oko zaczepić podczas całego biegu i tak meta nadeszła dość szybko
Upragniona, dająca niezły zastrzyk siły i zadowolenia, że udało się pokonać ten bieg. Wracamy silniejsi, jeszcze bardziej zmotywowani i co najważniejsze z kolejnym ważnym krokiem do upragnionej korony
Oj będzie co wspominać…