27. Półmaraton Philips Piła 

I jak się okazało nie taki samotny wypad Marka do oddalonej Piły 🙂 Zresztą przeczytajcie sami.

„Półmaraton Philipsa w Pile, to bieg który  pojawił  się w moich planach biegowych całkiem niedawno. Wchodzi on w skład Korony Półmaratonów Polskich. A ja po tym jak udało mi się pobiec w Nocnym Półmaratonie we Wrocławiu i zdobyć pakiet z dodatkowej puli  na pilski bieg postanowiłem tą Koronę wybiegać.
Piła to jednak miasto oddalone nieco od Czeladzi i udział w tym biegu stanowi pewne wyzwanie logistyczne. Miałem już zakupiony bilet na pociąg gdy niespodziewanie przez facebooka skontaktował się ze mną Tomek z „Duchów” i zaproponował wyjazd grupowy. Zawsze to raźniej i taniej więc bilet oddałem. Co ciekawe okazało się, że jesteśmy zakwaterowani w tym samym Schronisku Młodzieżowym. Podróż minęła nam szybko. A urozmaiciliśmy ją sobie zbieraniem grzybów w lesie w okolicach Solca Kujawskiego. Grzybów było całkiem sporo co bardzo ucieszyło moich towarzyszy.
W Pile zaskoczyło nas to, że było bardzo spokojnie i nie czuć było tej atmosfery towarzyszącej dużym biegom. W biurze nie było gwaru i tłumów a na ulicach niewielu biegaczy. A przecież pilski bieg ma rangę Mistrzostw Polski w Półmaratonie. Sytuacja zmieniła się już wieczorem. Biegacze zaczęli przybywać. W naszym ośrodku też byli sami „sportowcy” co sprzyjało nawiązywaniu ciekawych znajomości.
Sam bieg rozgrywany był w bardzo dobrych warunkach. Było chłodno, pochmurnie ale bez deszczu. Do boju zagrzewali nas kibice, których ja przyznam szczerze spodziewałem się nieco więcej. Do tego szybka, płaska trasa to wszystko umożliwiało uzyskiwanie dobrych rezultatów.
Ja nie nastawiałem się jednak na walkę  o „życiówkę”. Chciałem pobiec spokojnie mając w głowie czekający mnie następny bieg. Założyłem że do 15 km będę trzymał się peacemeakerów a później przyspieszę. Ale jak to podczas biegów bywa  zmieniłem taktykę i zacząłem  przyspieszać już po 10 km. Na mecie uzyskałem czas 1:45:11 i byłem zadowolony.
Podczas tego biegu miała miejsce taka z pozoru błaha sytuacja. Kiedy zacząłem przyspieszać zauważyłem, że pewien doświadczony biegacz robi to samo. Nie biegliśmy razem i nie współpracowaliśmy. Widziałem jak czasami biegł przede mną. Czasami ja byłem przed nim. Ale zarówno on jak i ja wyprzedzaliśmy dużo zawodników. (Jak sprawdziłem od 10 km wyprzedziłem ponad 500 osób). Nie ścigaliśmy się. Każdy wykonywał swoje zadania. Niemal równocześnie wpadliśmy na metę. Nie wiem kto z nas był pierwszy ani kto uzyskał lepszy czas. W drodze po medale ten biegacz zawołał mnie” Kolego…” Podeszliśmy do siebie i podziękowaliśmy sobie za bieg. Bez słów okazaliśmy sobie szacunek…
Można się zastanawiać czy warto było jechać ponad 800 km, żeby pobiegać 2 godziny i zająć tysiąc któreś miejsce…
Ja uważam że warto !

PS. W drodze powrotnej też zbieraliśmy grzyby 🙂

⏺️relacja Marek