XI Półmaraton Dąbrowski

Ten dzień na pewno na długo będzie w naszych głowach ! Świetna ekipa, piękna pogoda i ten dreszczyk sportowych emocji 😍

Dzięki dla wszystkich obecnych i tych którzy nam kibicowali z oddali 👌👏

Były życiówki, były debiuty i udało się nawet wskoczyć na podium ! Wioletta gratulacje raz jeszcze 🏆

A relacje napisał Grzegorz który tego dnia miał debiut na dystansie półmaratonu 🙂 Warto się wczytać 😉

„Niedzielny debiut w dąbrowskim półmaratonie był dla mnie sporym zaskoczeniem wszak biegam systematycznie dopiero od…. 100 dni. Owszem, gdzieś tam chodził mi po głowie pomysł udziału w biegu na takim dystansie, ale myślałem raczej o jesieni niż o wiośnie. Nie będę pisał o okolicznościach zapisania się na połówkę (nie ma zamiaru się kompromitować), ale za namową Marcina i Łukasza spontanicznie podjąłem decyzje startu w dąbrowskiej imprezie.

Przyznam się, że na dzień przed półmaratonem miałem spore wątpliwości czy był to dobry pomysł. Chodziły mi po głowie pytania w stylu: „a po kiego grzyba…” (bardziej dosadnych nie zacytuję). Praktycznie nigdy nie biegłem na takim dystansie, więc im bliżej godziny startu tym stres był coraz większy.

Nie byłem na szczęście jedynym debiutantem z naszego klubu. Obok „starych”wyjadaczy na starcie stawiła się debiutanka Sara, z którą na trasie kilka razy się mijaliśmy i rywalizowaliśmy ze sobą (ostatecznie wyprzedziła mnie na ostatnich kilometrach).

Plan był prosty: Ukończyć bieg 😀. A jeśli już to najlepiej w czasie poniżej 2 godzin. Oba cele udało się zrealizować (mój wynik: 1:57:20 h), choć nie ukrywam, ze łatwo nie było.

Pierwsze 16 km biegu to czysta przyjemność. Trasa była płaska, poprowadzona na tym odcinku przede wszystkim brzegiem malowniczych jezior Pogoria III i IV. Do tego przyjemny wiatr wiejący od jeziora skutecznie potrafił nam zapomnieć o żarze bijącym z kwietniowego upalnego nieba. I chyba pogoda była tego dnia największym przeciwnikiem biegaczy, zwłaszcza dała w kość w koncówce biegu, którą poprowadzono już ulicami miasta. Mnie kryzys dopadł na trzy kilometry przed metą. Czułem już w nogach trudy biegu zwłaszcza na podbiegu na ulicy Królowej Jadwigi. Nie motywował mnie również widok idących uczestników biegu nie mówiąc o sytuacji, w której jednemu z leżących na chodniku biegaczy ratownicy medyczni udzielali pomocy. Ostatni kilometr to już walka o kolejny krok i metr. Z tego wszystkiego zapomniałem jaki jest dystans półmaratonu: 21,20 km czy 21,60km (oczywiście liczyłem, ze ten pierwszy) Przez chwilę miałem zamiar się kogoś o to zapytać, ale szybko wybiłem sobie ten pomysł z głowy…

Ale na szczęście udało się i z uśmiechem na ustach wpadłem na metę (ten grymas na fotce to naprawdę mój uśmiech).

Czy było warto? Było. Chęć sprawdzenia swoich sił i umiejętności jest ogromna, a uzyskiwane czasy i przekraczanie kolejnych granic działa motywująco i zachęca do udziału w podobnych tego typu imprezach. Nie wypada nie wspomnieć o świetnej atmosferze panującej w klubie #czeladzbiega o czym świadczyła ta mała imprezka zorganizowana dla (nieobecnych) solenizantów 🙂

Czy jeszcze wezmę udział w połówce? Oczywiście 😀

Ale raczej jesienią kiedy powinno być chłodniej… 🙂