5. PZU CRACOVIA PÓŁMARATON KRÓLEWSKI

Dnia 14.10.2018 Kraków o poranku nie był zbyt gościnny. Przywitał nas chłodem i mgłą. Na szczęście okres oczekiwania na start można było spędzić w ciepłej Tauron Arenie. Jeszcze pół godziny przed startem mgła ciągle się utrzymywała ale widać organizatorzy mieli jakąś tajemną umowę i nagle zrobiło się przejrzyście i słonecznie 🌤

Czas ustawić się na starcie. Moja strefa startowa było 1:50 do 2:00 ale za namową Timofeya udałem się na miejsca oznaczone 1:40 do 1:49. No nic skoro Timofey mówi dasz radę to co zrobić?

Tutaj trzeba wspomnieć o atmosferze na starcie. Kiedy rozpoczęliśmy „kołowanie” głośne AC/DC z głośników podnosiło tętno a nogi same chciały biec. Rytm muzyki pompował krew w żyłach i czuliśmy się jak konie na Wielkiej Pardubickiej tuż przed wypuszczeniem z boksów. Dość szybko nasza strefa mija linię startu i można zacząć biec. Początkowo w miarę spokojnie. Kolejne 3-4 km są trochę „nudne”. Trasa dosyć wąska , widoków brak i trenujemy z Timo slalom gigant 😂 Wyszukujemy dziur w „rzece” biegaczy żeby utrzymać swoje tempo. Zdarza się biec po trawie , chodniku… Całą uwagę skupiamy na tym żeby nie zderzyć się z kimś i tak to trwa do pierwszego punktu z wodą. Potem robi się luźniej a za chwilę trochę ciekawiej.

Długa prosta na Błoniach to niejako przedsmak tego co nas czeka dalej. Piękna pogoda, pełne słońce, kibice, muzyka to wszystko niosło nas w euforii. Szybko udało się wrócić pod Wawel i zaczyna się podbieg na rynek. Atmosfera na rynku jest fantastyczna. To niesie nas i jeszcze podkręcamy tempo. Obowiązkowe piątki z dziećmi które stały przy trasie i można biec dalej. Pozostaje powrót nad Wisłę i bieg w kierunku mety. I tutaj wielka niespodzianka! Kompletnie nie spodziewaliśmy się tutaj dopingu „naszych” a tutaj Agnieszka Nowak i Łukasz wypatrzyli nas z tłumu. Nie wiem kto w tym momencie podjął większy wysiłek – my biegnąć – czy oni krzycząc 🙂 Dziękujemy Wam to było fantastyczne ❗️

Na 16 km znajduję się kolejny punkt z wodą, na który już czekam z utęsknieniem. Tutaj przedłużam moment odpoczynku – zaczynam odczuwać mięsień łydki. Timo chce na mnie czekać ale przekonuję go, że ja dalej tempa nie utrzymam – pobiegnę wolniej, a że już blisko, to dam radę. Trochę żal było się rozstawać ale należą się wielkie podziękowania za to, że pomógł mi dotrzeć do tego punktu w tak dobrym czasie. Kolejny kilometr udaje mi się biec w dobrym tempie ale noga szarpie i zaczynam zwalniać. Przypominam sobie rady bardziej doświadczonych kolegów – nie wstydź się na chwilę zrezygnować z biegu , przejdź się chwilę i dasz radę wrócić do biegu. Ambicja nie pozwala ale rozum mówi oni wiedzą lepiej i w końcu tak robię. Idę jakieś 100 metrów i wracam do biegu. I co? I ten kilometr udaje się zrobić w sumie w 5:24 – jak na aktualny stan organizmu to całkiem dobrze. Do 20 kilometra jeszcze dwukrotnie decyduję się na taki zabieg (krótkie przejście do marszu i powrót do swojego tempa). Po 20 km już widać Tauron Arenę i już nie ma miejsca na słabość – trzeba lecieć! Nagle czuję się tak jak przed 16 km , nogi niosą oddech stabilny. Tłum ludzi przy barierkach dopinguje – pozostało tylko trzymać tempo i cieszyć się biegiem. Ostatni zakręt i wbiegamy w ciemność, z której wyłania się poświata. TAK TO META!!! Widzę ludzi wokół ale nie ma możliwości rozpoznania twarzy – tłumaczę to sobie półmrokiem ale może to efekt zmęczenie? Nie wiem ale i tak wszyscy wiwatują jak swojemu 🙂.

Mijam linię mety zadowolony i szczęśliwy – gdzieś w głębi jest drobny niedosyt że zabrakło wytrzymałości na cały dystans – ale wiadomo nad czym trzeba popracować. Teraz już tylko odbiór medalu i uściski z Timofeyem, który poczekał na mnie za metą. Jeszcze raz wielkie dzięki Timofey Shirokiy – z Tobą było łatwo i przyjemnie osiągnąć więcej niż zakładałem !

relacja – Łukasz Kasia Kaszuba 🙂

Cracovia Półmaraton