Co tutaj można więcej napisać ? Jedynie powtórzyć GRATULACJE bo to na pewno nie było łatwe zadanie ! Madzia, klasa i duch walki 👏 Brawo 👏👍
Przeczytajcie sami:
„Wszystko zaczęło się tak niewinnie…
Wystartowałam w Półmaratonie w Rogoźniku w czerwcu. Nie wiedziałam, że ten bieg tak naprawdę zmieni moje życie, bo po biegu wylosowałam zaproszenie na ultraMaraton Bieszczadzki 😲 dystans oczywiście wybrałam najdłuższy czyli 90km 😎 jak szaleć to szaleć.
13 październik…1.00 w nocy….start….kompletnie nie świadoma co to znaczy 3508m przewyższeń, kompletnie nie wyspana bo dwie noce byłam na nogach i kompletnie przerażona „Co ja tutaj robię??” 😀
Pierwsze 33 km całkiem przyjemne, podejścia łagodne a te bezchmurne i rozgwieżdżone niebo – po prostu bajka 😍. Takie niebo to tylko w nocy w górach gdzie gwiazdy są dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Wschód słońca zastał mnie na 35km na zejściu z Rosochy. Widok jak z prawej strony szczyty gór są w morzu mgły a lewej ognista czerwień wychodzącego słońca zapiera dech.
Pierwszą ścianę miałam na 37 km na zejściu do pukntu gdyż odezwali się kolano 😣. Zapas czasu był więc postanowiłam walczyć dalej. I o dziwo po kawałku wypłaszczenia kolano odpuściło. Wiedziałam tylko, że muszę biegnąć racjonalnie żeby samodzielnie dotrzeć do mety. I tak udało się z zapasem sił i uśmiechem dotrzeć do 60km. Tam dostałam skrzydeł…chyba od waszych wszystkich trzymanych kciuków 😊 6cio kilometrowe podejście na Smerek pokonałam dość szybko. W końcu nie szłam już sama tylko pojawili się na szlaku tłumy turystów…większość dopingowała, dzielili się własną wodą itp. Ale doszła też niestety wysoka temperatura która dała w kość…szczególnie że to już była 12 godzina biegu. Na ostatni punkt na 72 km dotarłam na styk…potem już tylko meta. No i na 74km druga ściana… i koniec moich możliwości biegowych. Ogromne bąble na stopach i mięśnie na udach jak galaretka…no ale ja walczę do końca. Szczególnie że na końcowych 15 kilometrach spotkałam ślady obecności misia (na mecie potwierdził to leśniczy więc nie miałam przewidzen ze zmeczenia). Nieźle przeklinając, że już nigdy nie pójdę z góry nawet na spacer, przesuwałam się we właściwym kierunku, gdzie udało się dotrzeć do mety, gdzie czekał na mnie Krzysiek który ukończył już swoje 26km.
Do tej pory jeszcze nie wierzę że ukończyłam bieg górski na 90km…ponad 16 godzin na nogach…
Bardzo dziękuję Mirosławowi Bielnieckiemu za ufundowanie zaproszenienia i dzięki temu przeżycia tak niesamowitej przygody.
Bardzo dziękuję całej #czeladzbiega a w szczególności Izabella Czelladzka wszystkim znajomym za słowa wsparcia przed startem i mega pozytywne słowa po biegu – nie sądziłam że aż tyle osób śledził jak mi szło i trzymało kciuki ❤❤❤ jak zaczęłam to czytać wieczorem co pisaliscie to łzy same zaczęły lecieć ( Katarzyna Hycnar dzięki za przypomnienie że „ból nie istnieje” 😂😂😂)
Bardzo dziękuję Andrzej Biegi Rogożnik za mega serce i pomoc.
A szczególnie dziękuję Krzyśkowi, który tu ze mną przyjechał, słuchał moje marudzenia przez kilka dni, wspierał i twardo czekał na mecie chodź jakoś wyjątkowo się tam nie spieszyłam.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Ps. 97osob wystartowało…21 w ogóle nie dotarło do mety…więc II miejsce w kategorii wiekowej to taka wisieńka na torcie 😍😍