Gródek Trail 2018

„Gródek trail – bieg inny niż wszystkie”

Takim hasłem organizator promował swoją imprezę. Czy rzeczywiście był to inny bieg? Zaraz się przekonamy 🙂

Już droga do Jaworzna była „inna”. W pewnym momencie przyszło mi sprawdzić czy moje auto potrafi pływać. Otóż tak tylko trochę od spodu przecieka 🙂

Na miejscu powitało nas miasteczko namiotowe i oczywiście ulewa 🙂 Bieg dzieci się zbliżał a deszcz jak padał tak padał… Na szczęście słodycze w postaci różnego rodzaju ciast skutecznie odwróciły uwagę małych biegaczy i w komplecie pojawiły się na starcie. Lila jak zwykle w swoim stylu pokonała dystans – biegła z gracją – co nie umknęło uwadze organizatora, który dzielnie dopingował „czerwonego kapturka”. Efektem biegu był medal i dyplom z uroczym opisem za zdobycie SUPER miejsca 🙂

Przygotowania do startu spędziliśmy w namiocie czekając aż deszcz osłabnie co też się stało. Trudno trzeba ruszać w drogę. Pierwsze metry to ogromna kałuża o bliżej nieokreślonej głębokości i kłęby dymu, które chyba miały nas przygotować na kolejne przeszkody na trasie. Pierwszy kilometr to walka z grawitacją na pochyłej trasie przez las. Udało się jednak wygrać ten bój i nie zaliczyć przytulasa z widocznie chętnymi do tego drzewami. No i nagle jest. Pierwsze podejście z liną. W sumie krótkie takie prawie nie śliskie phi… co tam. Potem bieg przez błoto już po prostej i tak w sumie do 5 km można było powiedzieć że organizator straszył na wyrost. Gdyby nie błoto po deszczu to byłby to całkiem normalny bieg. W końcu pojawiły się obiecane schody. No dobra dość dużo ich było ale tylko na tyle stać tą trasę? No i po co ja oszczędzałem siły na płaskim? Kolejny odcinek to bieg przez łąki i pola po trawie i krzakach następnie ciekawy fragment przez lasek. Już 7 kilometr i co? No w sumie nic. Łatwo i przyjemnie… I nagle koniec zabawy. Kolejne 1,5 km to ciągła wspinaczka po linach a potem spadanie do celu – znaczy chodziło o to żeby na dole wpaść nie na drzewo ale gdzieś między nie 🙂 Kolejne górki i przed każdą z nich w duchu myśl kto to wymyślił!!! Kolejne zbiegi bardziej strome i myśl jak mam tam zejść? Jak??? Najlepszy moment to mijanka. Znaczy 2 górki i z obu zbiegają zawodnicy i muszą się jakoś wyminąć na dole bo oczywiście droga przecina się pod kątek 90 stopni. W trakcie spadania z górki już raczej opcji na zmianę kierunku nie ma więc na samej górze szybkie wyliczenie trajektorii i bonzaiiiii lecimmmmm. Górki z linami i zbiegi zdają się nie mieć końca aż tu nagle… na szczycie jednego z podejść mam wizję. Myślę oj chyba już źle ze mną mam przywidzenia. W środku lasu między stromym podejściem i przepaścią widzę stoliczek a przy nim zaproszenie – przyjęcie urodzinowe Tomka – i człowiek który stara się poczęstować nas ciastem. Nie no to niemożliwe mam przywidzenia. Ale widzę że inni też wpatrują się w ten stolik z równie głupią miną jak ja więc może jednak ten stoliczek tu jest?

W końcu górki się kończą i ruszam z kopyta w podskokach jak młoda kózka bo jest płasko! Mijam biegacza który nie podziela mojego entuzjazmu, ale widząc moje wyczyny postanawia mnie uświadomić słowami:” eee za chwilę są jeszcze schody…” . Jakby mnie ktoś nagle przybił do ziemi… Schody były i to nie jedne… Tak czy inaczej w końcu dotarłem do mety. Czy był to inny bieg? Oj tak. Biegu było trochę, reszta to czołganie się, wciąganie po linie spadanie do celu , tańce na błocie 🙂

Brawo organizatorzy – jeśli chcieliście dobić startujących to się Wam to udało 🙂

relacja Łukasz 🙂

Gródek Trail