To nie było miejsce dla uroczych pachnących. Gęby opuchnięte, blizny zakrwawione, stroje poszarpane, tacy falami szli lub raczej biegli w czeluść mroczną nie pozbawioną mrocznych zakamarków. W fali jednej najstraszniejszej #czeladzbiega się stawiła liczną grupą. Klauny, zombi, czarownice, każde z nich se miało chcice. Nakręceni swym zapałem wnet na trasie rozbrykani, zobaczyli prawie…. 🙂
Prawie, bo tak naprawdę kupa śmiechu była wycioraliśmy się w błocie a smród niósł się aż po horyzont. Zauważyłem że im większy był smród między nami tym bardziej wszyscy byli uchachani. Miło było poznać na trasie biegu osobiście wiele znamienitych postaci filmowych. No fakt że nie za wiele porozmawialiśmy, bo komunikacja między nami że tak powiem, przebiegała w specyficzny sposób, aczkolwiek była ona wymowna bardzo, chodź jakby taka nie okraszona w słowa. Co by nie pisać to co chcieli przekazać to przekazali. Pięknie przeszkody pokonaliśmy, bo przecież kto jak nie my #czeladzbiega tworzy zgraną paczkę, przy której wszystkie przeszkody nie straszne są, ni też trudne. Już na trasie nie byliśmy dorosłymi, zrównoważonymi. OOO nie, tam w tym mroku i błocie na nowo bez opamiętania byliśmy znowu dziesięciolatkami. Rozbawionymi i pozbawionymi wszelkich bzdurnych obciążeń dnia powszedniego, które towarzyszą nam bez litości dzień po dniu, nam dorosłym.
O matko przecież to takie głupie było i nie rozsądne 🙂 Żeby grupa dorosłych i do tego matek i ojców, która powinna świecić przykładem dla swoich dzieciaków, z mocno ugiętymi bananami przyklejonymi do ich usmotruchanych gębulek, taplali się w aromatycznym bagnie, czy też czołgając się po mokrym piachu chwytali z niezwykłym zapałem, wszystko to co ulotne. Najlepsze było to że w tym czasie ta nie rozsądna głupota, była wszystkim najlepszym co mogło się wydarzyć między nami, to było coś czego się nie kupi za żadne pieniądze, O NIE !!! To było coś wspaniałego 🙂
relacja Mariusz Bielecki 🙂