Jak każdy normalny szanujący się człowiek 1 stycznia o godzinie 10 zabrałem całą rodzinę i wywiozłem do chorzowskiego parku na deszcz żeby sobie pobiegać 🙂
Na pierwszy ogień poszły dzieci. Bieg podzielony został na 2 grupy – dzieci młodsze i starsze. Moja mała panda Lila ruszyła w pierwszej turze – jak zwykle biegła z gracją i uśmiechem na twarzy 🙂. W drugiej turze wystartował Oliwier, który już podszedł do tematu profesjonalnie i postanowił się ścigać co zaowocowało 2 miejscem. Po biegu dzieci zaczęli zbierać się dorośli (fizycznie bo mentalnie to ja nie wiem kto jest bardziej dziecinny 😉 ).
Ekipa #czeladzbiega była wyjątkowo silna. Tak liczna grupa przyciągnęła fotoreporterów, którzy chętnie robili nam zdjęcia – wyszły fantastyczne – widać niebieską moc! Tego dnia miałem w planie start w półmaratonie. Po starcie biegliśmy z Tomkiem i gawędziliśmy trochę. Pod koniec pierwszej 7 kilometrowej pętli dołączyła do nas Mariola i Marek. Biegliśmy w czwórkę w jednakowych koszulkach co kolejny raz zachęciło fotoreporterów do działania. Mijając metę spiker wykrzyczał: ” ekipa z czeladz biega rusza na kolejne okrążenie brawo Mariola , Marek , Tomek i Łukasz”- jak widać imiona na plecach to dobry pomysł 🙂 Na drugiej pętli niestety nasza grupka się rozpadła – jeszcze do 10 może 11 kilometra biegłem z Tomkiem ale jak włączył wyższy bieg pod górkę mogłem tylko pożegnać go smutnym spojrzeniem i życzyć powodzenia. Wracając do owej górki – ciekawe jak to organizator zrobił że w trakcie biegu zmieniał jej profil? Przy pierwszym okrążeniu w zasadzie jej nie odnotowałem. Przy drugim okrążeniu mówię a nie no jest góreczka. Na trzeciej pętli ktoś chyba ją wypiętrzył bo nagle mówię – nie no góra jest zacna. Ciekawe jak to możliwe…
Już do końca drugiej pętli biegłem sam – od czasu do czasu mijając naszych dzielnych chodziarzy. Trochę czułem się samotny ale kończąc 2 kółko pomyślałem jeszcze tylko jedno to dam radę (gdybym pomyślał to dopiero koniec drugiego to może bym dalej nie pobiegł). Ostatnie 7 km to już próba utrzymania do końca tempa żeby sprawdzić czy udało się zwiększyć wytrzymałość. Udało się – nawet w końcówce było trochę sił żeby finiszować. Na mecie spotkanie z częścią naszej ekipy na kiełbasce i herbatce. Podsumowując – dobre rozpoczęcie roku zaliczone. W końcu co może być lepszego niż przebiec ponad 21 km w deszczu i przy zimnym wietrze dzień po Sylwestrze? Tak szczerze 🙂 ?
PS. Znajomi którzy nie biegają (tak tak jeszcze tacy są ale jakby coraz mniej) pytają co robiłeś 1 stycznia? Odpowiadam walnąłem połówkę i do domu – oni więcej nie pytają 🙂
– relacja Łukasz Kaszuba