Jak zwykle w styczniu #czeladzbiega aktywnie wspomaga akcję WOŚP. Nie tylko organizujemy bieg ale również uczestniczymy w innych biegach.
W tym roku nasza dzielna ekipa w składzie Katarzyna Romańska , Kasia Kaszuba, Małgorzata Nowak, Piotr Kraiński i Ja wybrała się do Zabrza. Przed biegiem jak zwykle była rozgrzewka ale była dość
niezwykła . Najpierw gromkim sto lat uczciliśmy urodziny jednego z zawodników. Bardzo szybko przerodziła się w regularną imprezę . Wszyscy pląsali w rytm YMCA czy Macareny.
Trzeba przyznać że Pani prowadząca rozgrzewkę sprawnie nakłoniła większość zgromadzonych do przyłączenia się do układu i rzeczywiście zaczęło to wyglądać na niezłą imprezę taneczną z wcześniej przećwiczonym układem. W końcu jeden z organizatorów stwierdził , że to się może szybko nie skończyć i nie zdążymy na start więc postanowił
wyłączyć muzykę. Tylko w ten sposób można było zakończyć te karnawałowe pląsy. Dalej już marsz na start i ruszamy.
Ja już tradycyjnie gdzieś bokiem po głębokim śniegu (no bo po co stanąć na starcie z przodu jak można potem się przebijać gdzieś po kostki w śniegu?). Pierwszy kilometr mija szybko i sprawnie ale na drugim zaczynają się problemy. Biegnie się bardzo ciężko i szczerze mówiąc nie wiem do końca czemu. Nie ma wielkich podbiegów, jest śnieg jest nierówno ale nie jakoś strasznie a nijak nie mogę podkręcić tempa. Hmmm nie wiem może organizator testował jakąś maszynę generującą dodatkową grawitację? Biegnę w małej grupce (jest nas 3 osoby).
I tutaj dzieje się coś co warto opisywać, bo to pokazuje że tak naprawdę biegacze to nie rywale tylko jedna rodzina. Biegniemy gęsiego i biegacz w środku na zakręcie
upada. Ja biegnę za nim więc siłą rzeczy się zatrzymuję ale również biegacz z przodu usłyszał ,że coś się stało zatrzymał się zawrócił i zapytał czy wszystko ok.
Dopiero po potwierdzeniu że nic się nie stało ruszyliśmy dalej. BRAWO dla tego Pana! Skończył się drugi kilometr i nagle wróciły siły i podkręciliśmy tempo. Na ostatniej prostej jak zwykle przypuściłem atak. Tym razem nie było silnej kontry 🙂 Na metę wpadamy w szpaler kibiców – faktycznie było ich na mecie sporo i czułem się trochę jak kolarze na Tour de France – tam podobnie na etapach górskich zawodnicy jadą w szpalerze kibiców.
Pozostaje odbiór ładnego medalu i fantastyczny bigos – doprawiony na ostro – no miód.
Wkrótce cała nasza ekipa zbiera się jeszcze na pamiątkowe zdjęcie. Okazało się, że dziewczynom też szło się w pewnym momencie ciężko, ale jak na takie warunki uzyskały całkiem niezłe tempo. Piotr również pobiegł jak wiatr i uzyskał bardzo dobry wynik. Obie Kasie były bardzo zadowolone z zakupu dokonanego dzień wcześniej – dzięki rakom trasa im była niestraszna i nie miały problemów z utrzymaniem pionu 🙂
Kolejny raz #czeladzbiega jest tam gdzie jest bieganie a tym razem dodatkowo cel naszego wysiłku był nader szczytny ❤️
relacja Łukasz Kaszuba