Mroźny zimowy piątkowy wieczór. Jedyne marzenie to wskoczyć pod pierzynkę i spać. Serio? Nie dla biegaczy 😂
Lepiej pojechać 80 km i przebiec się w odczuwalnym jakimś minus milion stopni 5 km po lesie 🙂 Jeśli lepiej to nie pozostało mi nic innego jak dokładnie tak zrobić. Moja dzielna kochająca żona Kasia postanowiła mi towarzyszyć i kibicować, wspierać żebym nie czuł się samotny… Hmmm czy aby właśnie o to jej chodziło? Jak się okazało już tam w główce kiełkował szalony plan. Po dotarciu na miejsce dopisała się do biegu na 5 km. To historyczna chwila – jej pierwszy start w konkurencji biegowej!
Dzięki zawartym znajomościom podczas maratonu jurajskiego zorganizowała sobie nawet czołówkę – resztę sprzętu miała już dawno przygotowane. To nie była spontaniczna decyzja tylko wcześniej uknuty szelmowski plan 🙂 Trochę może o okolicznościach w jakich przyszło nam startować.
Jak wspomniałem o godzinie 21 odczuwalna temperatura około zera absolutnego, wokół ciemność na trasie lód. No nic tylko biegać. Organizator zlitował się nad rzeszą wariatów czekających na start i puścił wszystkich razem. Start jak zwykle z kopyta ale po kilku metrach trzeba kombinować. Na środku lód – po boku lepiej – śnieg tylko pod nim nie wiadomo co. Ale co tam . Lecimy. Zgodnie z tradycją z kilkuset gardeł wydobywa się głośne „Auuuuuuuu” imitujące wilka wyjącego do księżyca. O dziwo biegnie się całkiem przyjemnie – da się trzymać całkiem niezłe tempo. Po długiej prostej jest seria dwóch zakrętów i trasa niejako wraca w kierunku startu. Odwracam głowę i widzę coś co uzasadnia moją obecność w zimnym lesie o godzinie 21 w piątek. Poprzez las przebijają się światełka biegaczy, które tworzą błyszczącą rzekę wśród oszronionych gałęzi – cudowny widok. Dalej trasa jest mniej oblodzona ale bardziej nierówna – trzeba uważać – jednak w dalszym ciągu da się biec całkiem żwawo. 5km mija błyskawicznie – już widać metę i po raz kolejny można odebrać medal z poczuciem satysfakcji. Jeszcze tylko zupka. Podczas konsumpcji ucinam miłą pogawędkę z nowym znajomym. To jest ta dodatkowa wartość biegania – poznaje się nowych ludzi – już mamy umówione spotkanie na jednym z półmaratonów, na który jesteśmy obaj zapisani 🙂.
Teraz jeszcze udaję się na metę bo zbliża się do niej Kasia kończąc swój debiut biegowy w zawodach. Jest szczęśliwa a ja jestem z niej dumny!
Czas wracać do domu ale muszę tu wrócić jeszcze kiedyś – muszę się zmieścić w 10 open (tym razem nie wyszło skończyło się na 13 miejscu 😞 ) . W domu jesteśmy około północy więc trzeba iść spać bo przecież nazajutrz kolejne zawody 🙂