Maraton w Dębnie to najstarszy maraton w Polsce. Dla mnie jak i dla wielu innych biegaczy maraton w Dębnie był ostatnim etapem zmagań o Koronę Maratonów Polskich 👑
Podchodzę z dużym respektem do tego dystansu. Dlatego chciałem się do niego w miarę możliwości przygotować. I z tego co zaplanowałem dużo udało mi się zrealizować. Dziękuję tutaj chłopakom, którzy w końcowej fazie przygotowań pomagali mi w treningach. Oczywiście mój tak zwany plan przygotowań do maratonu oparłem na wskazówkach biegowych blogerów, podpowiedziach bardziej doświadczonych kolegów i własnej intuicji. Myślę, że byłem nieźle przygotowany do tego biegu 👌
Do Dębna pojechałem z Duchowym wsparciem – Martą, dla której był to drugi maraton, jej mężem Marcinem naszym niezawodnym i wyrozumiałym kierowcą i Pawłem, z którym biegłem we wszystkich maratonach wchodzących w skład korony. Dobrą atmosferę przedstartową miałem zapewnioną 😉😍
Musiałem ten maraton przebiec aby zmieścić się w terminie jaki jest przewidziany na ukończenie 5 koronnych maratonów. Wiedziałem też że drugi raz od początku o koronę nie będę się starał. Przed biegiem założyłem, że muszę do mety dotrzeć w dobrym zdrowiu bo to jest najważniejsze i że jeśli będzie mi się dobrze biegło to spróbuje poprawić swój najlepszy rezultat.
Trudność dla mnie stanowi ustalenie właściwego tempa biegu. Zdecydowałem, że pobiegnę z pacemekerami na 3:45 i w końcówce dystansu spróbuje się oderwać. Korciło mnie żeby rozpocząć trochę szybciej. Uznałem jednak, że lepiej ukończyć go z gorszym wynikiem a przebiec cały dystans niż narazić się na kryzys w końcówce i konieczność przeplatania biegu marszem co mogło (chociaż mało realne) dać lepszy wynik ale mogło też zakończyć się katastrofą. Decyzję pomogła mi podjąć także pogoda. Było ciepło i wiadomo było że odczuje się to na trasie.
Zające prowadzili bieg bardzo dobrze. Biegli równym tempem. Przykleiłem się do nich i liczyłem że opuszczę ich dopiero na 35 kilometrze. Jak się okazało na 35 nie znalazłem argumentów do przyspieszenia. Pomyślałem, że może spróbuję na 37 km ale tu też nie poczułem nagłego przypływu mocy za to zacząłem odczuwać niebezpieczne mrowienie mięśni. Na 39 trochę się oderwałem ale czułem, że są blisko. Wiedziałem, że dużo nie nadrobię. Mieliśmy jednak minutę zapasu i czas na mecie okazał się o 26 sekund (co to jest na 42 kilometrach 26 sekund) lepszy od mojej wcześniejszej życiówki.
Od 30 kilometra odliczałem i mówiłem sobie Marek jeszcze tylko 12 do korony. Jeszcze tylko 10, 5… Spokojnie tylko wytrzymaj to będzie jeszcze przyzwoity wynik. Udało się. Jest korona, jest życiówka 💪👏
Maraton w Dębnie był ostatnio mocno krytykowany za trudności w zapisach, problemach z dojazdem i noclegami. Niektórzy postulowali aby usunąć go z Korony. Uważam tą krytykę za niezasadną. Ten maraton ma swój klimat. Mieszkańcy byli bardzo życzliwi. Kibice w mieście świetnie dopingowali. Czuło się, że społeczność jest w tą imprezę zaangażowana. Trasa płaska z kilkoma łagodnymi zbiegami. Organizacyjnie też chyba nie można nic zarzucić. Do tego dochodzi jeszcze bogata historia tego maratonu. Korona się temu maratonowi na pewno należy 🙂
relacja Marek Bujak