Everest II w Sosnowcu

Wyszło spontanicznie. Wraz z kolegą zapisaliśmy się na te zawody żeby pobiegać trochę po górkach…

Im bliżej startu tym bardziej zastanawiałem się czy była to dobra decyzja. Nie wiedziałem jak się do tego zabrać i czego się po tych zawodach spodziewać. Czy tam w ogóle będzie można biegać? czy tylko wchodzić i jak? (Pojawiło się odwieczne pytanie czy brać kije…)😜

Zawody polegają na pokonaniu pętli o długości 500 metrów z czego 250m wiedzie na szczyt Górki Środulskiej (320m n.p.m.) a 250 w dół. Ilość wejść odpowiada zdobyciu poszczególnych szczytów.

I tak 23 wejścia, dystans 11.5 km to Rysy, 51 wejść- (25,5 km) – Mont Blanc, 68 wejść (34 km) – Lhotse

a 85 wejść (42,5 km) – Mount Everest

Chętni mogą pokonywać tą pętlę dowolna ilość razy. Limit czasu wynosi 12 godzin. Uzyskanie więcej niż 134 wejść (rekord z zeszłego roku) gwarantowało podczas tegorocznej edycji zdobycie nagrody w wysokości 2000 zł.

Ja założyłem sobie plan minimum 51 wejść czyli Mont Blanc. Uznałem że jeśli uzyskam tyle wejść w ciągu 4 godzin i samopoczucie pozwoli to pokuszę się o kolejne próby. Gdzieś tam marzyło mi się zdobycie tego Everestu w Sosnowcu…

Rozpocząłem szybko i szybko też przyszła weryfikacja możliwości – wbieganie na górę pochłonie zbyt dużo energii i sił nie starczy mi nawet na Rysy. A więc wchodzenie w górę i zbieganie w dół. To była dobra metoda. Jak widziałem stosowali ja także najlepsi zawodnicy. Od 11 km wspomagałem się kijami. Mniej obciążałem kolana i kręgosłup. Pętle wskakiwały jedna za drugą. Robiłem sobie przerwy na jedzenie i picie. Słonko ładnie grzało i można było się opalić…Atmosfera była wspaniała. I tak pokonywałem kolejne szczyty. Swój Mount Everest zdobyłem w czasie 7:40:21. Byłem bardzo zadowolony.

Najlepszy zawodnik uzyskał 140 wejść. Wielki szacunek dla niego i jego najgroźniejszych konkurentów bo pokonywali te pętle w iście sprinterskim tempie.

Gratulacje należą się zresztą wszystkim, którzy zmagali się ze sobą i tą niewinnie wyglądającą górką.

Wielkie brawa dla organizatorów czyli Polskiego Towarzystwa Sportów Ekstremalnych, wolontariuszy, sponsorów i wszystkich osób, które pomagały w przygotowaniu tego wydarzenia. Organizacja stała na najwyższym poziomie. Ja jeszcze nigdy nie czułem się tak dopieszczony na zawodach. Oprócz biegu przygotowany był szereg atrakcji dla rodzin i kibiców. To była dobra decyzja żeby powalczyć o Everest w Sosnowcu 🙂

relacja Marek Bujak

Everest w Sosnowcu