Gdy największymi pasjami są bieganie i góry to było kwestią czasu, że je połączę i wystartuję w górskich zawodach biegowych. I stało się. Debiut miał miejsce w ubiegłą niedzielę w Górach Stołowych, do których zawsze wracam z przyjemnością i z sentymentem 🙂
To właśnie one 30 lat temu były celem mojej pierwszej, samodzielnej wyprawy. Śmiało więc mogę powiedzieć, że czuję się tu jak u siebie w domu. Historia zatoczyła koło i tym razem stanąłem wspólnie z liczną reprezentacją #czeladzbiega na starcie 21 kilometrowej trasy prowadzącej przez najpiękniejsze rejony okolic Karłowa. Wiedziałem, ze względu na znaczne przewyższenia (ok 1000 m sumy podejść) jej część będę musiał pokonać pieszo. Przyjąłem zasadę, ze pod górę, oraz przy bardzo stromych zejściach odpuszczam bieganie. Zresztą byłoby to zbyt niebezpieczne ze względu na liczne skały, głazy, kamienie i korzenie znajdujące się na szlaku znacznie utrudniające bieg. Chciałem ukończyć ten bieg bez żadnej kontuzji. Nie brakowało jednak także odcinków, na których mogłem cisnąć ile fabryka dała (przepiękne łąki na wysokości Pasterki) 😍
Problemy zaczęły się za Błędnymi Skałami. Podobnie jak dwa tygodnie wcześniej w Rogoźniku miałem kłopoty żołądkowe – po prostu w trakcie biegania muszę ograniczyć spożywanie napojów. Po drugie w upale biega mi się fatalnie. Straciłem z oczu Łukasza Kaszubę, z którym biegliśmy praktycznie razem od startu. A szkoda, bo myślałem, że wspólnie wpadniemy na metę. Ale najwidoczniej zachował znacznie więcej sił ode mnie.
Jakoś dotarłem do Karłowa, w którym czekała na mnie niespodzianka w postaci gorącego dopingu członków klubu. Ostatni odcinek to oczywiście podejście na Szczeliniec. I tu zaczęły się schody (również dosłownie). Meta praktycznie na wyciągnięcie ręki, a ja opadłem z sił. Zatrzymywałem się kilka razy, by złapać drugi oddech. Straciłem w tym miejscu kilka dobrych minut. Dzięki ogromnemu wsparciu na ostatnich metrach ze strony mojej rodziny i reszty ekipy docieram jakoś resztkami sił na metę zlokalizowaną przy schronisku na Szczelińcu Wielkim. Po jej przekroczeniu zajęło mi dłuższą chwilę by w końcu dojść do siebie. W klasyfikacji znalazłem się na całkiem przyzwoitym 116 miejscu co przy tych problemach na ostatnich kilometrach było dla mnie naprawdę miłym i sporym zaskoczeniem.
Udział w biegu mimo chwil słabości w końcówce przyniósł mi ogromną frajdę. Góry Stołowe to jeden z najpiękniejszych zakątków naszego kraju. Co krok jakieś atrakcje: skalne grzyby i miasta, samotne skały, wodospady, malownicze polany, czy wspaniałe widoki. Chyba lepsze to niż bieganie po asfalcie w centrum miasta? Jestem przekonany, że to nie ostatni mój bieg w górach. Mam już nawet coś na oku 😂
A w przyszłym może wrócę w Stołowe i zmierzę się z 54 km….
Nie mogę nie wspomnieć o fantastycznej ekipie z klubu. Serdeczne dzięki za gorące wsparcie i doping, oraz przede wszystkim za niezapomniany weekend spędzony z Wami !!!
relacja Grzegorz Klejszta
————————————————