No tośmy pozbójowali! Bo jeśli ktoś zapowiada, że robi bieg inny niż wszystkie, to my Czeladź Biega, musimy to sprawdzić. Dlatego uświetniliśmy dziś swoją obecnością Bieg Zbója, który odbył się w Bielsku Białej.
W większości postawiliśmy na Zbójnika, czyli dystans 23 km. Wystartowaliśmy w składzie: Wiola, Ola, Malina i ja. Jedynie Gosia postanowiła zmierzyć się ze Zbójniczkiem (7 km) w ramach swojego debiutu w biegach górskich. Na 23 km bieg, organizator przewidział sześciogodzinny limit czasu. To była zapowiedź trudnego biegu. Piękna słoneczna pogoda nie ułatwiała nam zadania, gdyż na otwartych przestrzeniach słońce nas po prostu przypiekało. Jednak z pewnością górskie szlaki w okolicy Klimczoka i Szyndzielni, łatwiej było pokonać na sucho, bez błota i kałuż, więc nie ma co narzekać. Trudność stanowiły niekończące się podbiegi, a właściwie podejścia i kamieniste zbiegi. Trasa łatwa nie była, ale dzięki temu na mecie mieliśmy satysfakcję z jej pokonania w dobrym czasie.
Czy Bieg Zbója był inny niż wszystkie, jak zapowiadał organizator? Trudno powiedzieć, bo nie byliśmy jeszcze na wszystkich biegach. Trzeba jednak przyznać, że organizacyjnie bez zastrzeżeń. Do tego miła atmosfera, fajni wolontariusze oraz trasy wymagające, jak na górski bieg przystało. W pakiecie okolicznościowy kubek i buff. Na mecie bardzo ładny medal, napoje i jako danie mięsne niespodzianka – duszaki (innymi słowy pieczonki, duszonki, maścipula). Tego jeszcze po biegu nie jadłam. Ponoć gdzieś trasa była słabo oznaczona i ktoś drogę zgubił, ale to się zdarza. Jak to mówią, trzeba się cieszyć z dodatkowych kilometrów gratis 😉 Niniejszym wyjazd uważamy za udany i czekamy na następne.
relacja Izabella Czelladzka