Jesienna odsłona cyklu Zabrze Leśne Run zapowiadała się w letniej oprawie. Dzień słoneczny i ciepły. Na starcie stawiam się ja oraz w biegu dla dzieci Lilianna i Oliwier. Jak zwykle Lilianna czaruje publiczność stylem i zbiera ogromne brawa na mecie.
Oliwier ambitnie powalczył o miejsce i ostatecznie zajmuje druga lokatę.
Następnie moja kolej. Na całym cyklu jestem zapisany na 10km co oznacza że muszę pokonać 2 razy pętlę 5 km. Sama trasa jest przyjemna – cały czas las. Start jak zwykle dosyć mocny. Pierwszą pętlę biegnę w grupce ale tuż przed metą wszyscy skręcają aby zakończyć bieg (biegli na 5km) i zostaję sam… Ktoś z obsługi trasy krzyczy : Drugi jesteś!
Hmmm no fajnie – w sumie z przodu nie widzę nikogo – odwracam się – z tyłu też cisza. No nic biegnę dalej w las. Towarzyszami mojego biegu są wiewiórki, grzybki, krzaczki… Tak trochę czuję się samotny. Wtem – słyszę za mną kroki – ooo ktoś mnie dogania. Trzeba walczyć. Przyspieszam trochę i na zakręcie zerkam przez ramię – a tam nic – pustka. Biegnę chwilkę i znowu słyszę odgłos kroków. Ktoś mnie śledzi ? Odwracam się a tam nie ma nikogo. Oj niedobrze…
Za długo chyba biegnę sam i już słyszę głosy jakieś. Na szczęście pod koniec drugiej pętli zaczynam spotykać zawodników NW co być może mnie ratuje przed popadnięcie w głęboką depresję 🙂. Ostatnia prosta – i meta.
Ufff jest ok nie byłem gorszy od Oliwiera 🙂 Obaj na końcu lądujemy na drugim stopniu podium.
relacja Łukasz Kaszuba