CHUDY WAWRZYNIEC

W tych dziwnych dziś czasach zawody po asfalcie to rzadkość tak więc coraz częściej gościmy w górach 🙂 Dziś reakcja ultrasa który postanowił się odebrać 💪💪 A towarzyszyły mu Iza i Mariola 🙂

„Co się odwlecze…

Tez juz jestem Ultrasem 😁😁😁. Chudy Wawrzyniec w Beskidzie Żywieckim. 52 km. Czas: 9h 10 min. 😄 Przewyzszenie: 2342 m

W końcu się udało 🙂

W zasadzie miało mnie tutaj nie być, ale dwa dni po tych nieszczęsnych Stołowych Mariola dała mi namiary na biegacza, który chciał odsprzedać pakiet. A ja za wszelką cenę chciałem się odkuć, więc długo się nie zastanawiałem. Nie chwaliłem się by nie zapeszyć 🙂

Na starcie o godzinie 4:30 (!!!) tym razem stanąłem w pełni sił, pozytywnie nastawiony i mocno zmotywowany. I z delikatną 2kg kontrolowaną nadwagą, którą celowo sobie sprawiłem w ostatnich dniach przed biegiem. 🙂 W końcu trzeba skądś czerpać paliwo, prawda? 🙂

Zmieniłem też zawartość ekwipunku. Zamiast tradycyjnych batonów energetycznych i suszonych owoców zabrałem pół kilo toruńskiej, a w miejsce hurtowych ilości żeli – ketchup i musztardę.

Do tego pół bochenka chleba i spory zapas płynów. Mój plecak wypchany po brzegi specjałami kuchni polskiej z pewnością wzbudzał zainteresowanie startujących. 😀

Po drodze mieliśmy trzy schroniska, więc za cel wyznaczyłem sobie odwiedzenie każdego z nich. Miałem wpaść kolejno na kawę, zupę i piwo (0%). No ale kto w upale brałby kawe czy zupę! 😉 Piwo (dwukrotnie) w zupełnosci wystarczyło.

Biegło sie ciężko. Trasa jest bardzo widokowa, ale jej zaleta staje się wadą, gdy biega się w najgorętszym dniu wakacji (a ponoć taki był). Trzeba było się dostosować i biec asekuracyjnie z ogromną rozwagą. Odpowiednie nawodnienie było kluczem do sukcesu – ja tego dnia wypiłem 8 litrów płynów !!!

Trudnych momentów nie brakowało. Podejście pod Kikulę i Wielką Raczę sprawiło sporo wysiłku. A największa atrakcja czekała na ostatnich 7 km. Najpierw niekończące się podejście na Muncul, (już przy 45 km w nogach!), a potem ostre zejście do Ujsoł. Ten fragment mocno dał nam w kość.

Kończąc wypada jeszcze wspomnieć o organizatorach biegu. Wam też należą się wielkie brawa! Świetne oznakowanie, fajne medale i prawie rodzinna impreza w punkcie żywieniowym na Przegibku: niezwykła gościnność i przede wszystkim spory wybór wszystkiego (owoce!!!). Czułem się dopieszony. Oczywiście kulinarnie 😀

Izie i Marioli bardzo dziękuję za wspólną przygodę. Będziemy mieli co wspominać 😋 „

relacja Grzegorz Klejszta